Przez jakiś czas patrzę na Nicki pustym wzrokiem
układając w głowie to wszystko co mi powiedziała. A więc tak jest świat ludzi i
świat potworów, a no i jeszcze świat duchów. Kurczę co jeszcze może Kraina
Czarów i Nibylandia?! Ale muszę jej uwierzyć, w końcu to moja przyjaciółka nie
okłamała by mnie ot tak. Dobra co tam jeszcze było. Hmmm… wiem ! Aressa –
„królowa” potworów, nie może się dostać przez jakiś portal do naszego świata.
Coś jeszcze? No tak dziadek Nicki nie żyje, wie wszystko na temat potworów i…,
i zna zaklęcie uwieczniające zamknięcie portalu. To chyba wszystko. No tak jeszcze te dziwne soczewki. Czemu to wszystko
jest takie skomplikowane i niewiarygodne?!
Moje rozmyślania przerywa głos Nicki:
- No i co? Masz jakieś pytania zanim przystąpisz do pogromienia potworów z
najlepszą przyjaciółką?
- Jeszcze nie powiedziałam czy w to wchodzę.- odpowiadam uśmiechając się, bo
dobrze wiem, że i tak się zgodzę. W końcu to moja przyjaciółka i muszę jej
pomóc poza tym to może być fajna zabawa. Taa fajna zabawa z potworkami, które w
każdej chwili mogą cię zabić, oj Tina ty i myślenie racjonalne.
-To jak? Musisz mi powiedzieć, bo moja babcia potrzebuje odpowiedzi. Będziesz
mi pomagać w łamigłówkach zawsze byłaś lepsza w takich sprawach, no proszę. –
mówi w końcu błagalnym tonem zniecierpliwiona Nicki.
Czuję się rozdarta. Wszystko przez Josha i ten jego niespodziewany i nagły
ruch. Dlaczego on musi być taki boski i sprawia, że w chwili przebywania przy
nim wyłącza się mózg! Wszystkie wiedzą, że to palant a jednak go pragną,
włącznie ze mną niestety. Ugghtt! Jestem na siebie wściekła nie wiem co robić.
Rozpatrzę dobre i złe strony każdej decyzji, tak to świetny plan może trochę
dziwny ale dobry.
Biorę kartkę i długopis z biurka. Nicki nie wie co się dzieje więc jej
tłumaczę. Ona bierze moje słuchawki, włącza mojego laptopa i oznajmia, że jak
skończę mam ją szturchnąć i podać swoją decyzję, a ona sobie w tym czasie
posłucha muzyki i poszpera w necie.
Rysuję krzywą linię mniej więcej po
środku kartki. Na samej górze kartki piszę ZGADZAM
SIĘ POMAGAM NICKI , podkreślam i z lewej strony będę pisać plusy wybranego
wariantu, a z prawej minusy.
PLUSY
|
MINUSY
|
*przeżyję z Nicki wiele przygód
*wzmocnimy zaufanie wobec siebie
*przyjaźń na zawsze
|
*mogę być ciężko chora lub ranna, w najgorszym wypadku umrę
*stracę Josha
*życie w okłamywaniu innych (jak przeżyję)
|
Dobra jedną decyzję już omówiłam teraz
druga. Biorę następną kartkę i robię to samo. Tym razem na górze piszę NIE ZGADZAM SIĘ I NIE POMAGAM NICKI.
PLUSY
|
MINUSY
|
*będę z Joshem, ideałem
*będę żyć ?!
|
*tracę najlepszą przyjaciółkę na świecie…
|
Wystarczył mi tylko ten jeden negatyw i już wiem jaką podejmę decyzję. Zgniatam
kartki wyrzucam je do kosza i po cichu zachodzę od tyłu Nicki. Przytulam ją najmocniej
jak umiem i szepce do ucha:
-Pomogę ci.
Widzę jak radośnie wstaje od laptopa zdejmuje słuchawki i odwzajemnia mój
poprzedni uścisk. Stoimy tak chwilę i teraz wiem na pewno, że dokonałam
najlepszego wyboru jakiego mogłam dokonać. Jak bym straciła Nicki nie miałabym
po co żyć. Za bardzo ją kocham, żeby tak po prostu się z nią rozstać i zostawić
ją samą w trudnej sytuacji. Ona by mi tego nigdy nie wybaczyła. To dzięki niej
jestem z Joshem. To znaczy chyba jesteśmy parą no bo taki pocałunek nie znaczyłby
nic… chyba, bynajmniej dla mnie znaczył wiele. Po chwili mówi:
-Dziękuję… naprawdę dziękuję nawet nie wiesz jak się cieszę, że mi zaufałaś,
uwierzyłaś, po prostu dziękuję, że jesteś. Kocham Cię „siostrzyczko”. –
uśmiecha się i dalej mocno przytula.
- Ja też dziękuję, że jesteś. Nie wiem nad czym się tak długo zastanawiałam tak
długo, przepraszam Cię za to.
-Dziewczyno żartujesz nie masz za co! Wariatka oszalała!- wybucha Nicki. I
razem się śmiejemy.
– A wiesz co mam do ciebie jeszcze jedno
pytanko. – mówi przyjaciółka.
- Jakie?
-Jaki chcesz kolor soczewek? Możesz sobie wybrać każdy kolor. Jak powiesz mi
jeszcze dziś, już jutro je dostaniesz.
Patrzę na nią podekscytowana i nie wiem jaki mam wybrać. Przechodzą mi przez
głowę: zielony, fioletowy, czarny, tęczowy, żółty… ale w końcu decyduję się na…
turkusowy ! Będzie pasował do moich końcówek.
Wykrzykuję podekscytowana:
-Turkusowe ! Chcę turkusowe ! – Nicki się ze mnie śmieje.
-Dobrze zrozumiałabym gdybyś po prostu powiedziała, ale rozumiem twoje
podekscytowanie. Hehe. Musze lecieć widzimy się jutro w szkole. Pa ! – daje mi
całusa w policzek i wychodzi.
Przyzwyczaiłam się, że jej nie odprowadzam więc tylko macham ręką i kładę się
na łóżku.
Okazało się, że zasnęłam, obudził mnie mój piesek. Pewnie moja mama go
wpuściła, bo chce wyjść na dwór. Jest to rasa Golden Retriever, wabi się Gouda
i ma 7 miesięcy. Jest chyba
najukochańszym psem na świecie, a zimą ciągnie mnie na sankach dzięki
specjalnym szelkom. Biorę smycz podczepiam do jej obroży i idziemy do parku.
Przechodzę koło skateparku, a tam zauważam Josha i siedzącą na ławce Cassidy.
Jestem pewna, że przyszła z nim i robi mi się smutno. Jednak kiedy przechodzę i
siadam na ławce żeby odpocząć i podszkolić psa, podjeżdża do mnie on.
-Cześć piękna. – mówi do mnie i całuje mnie w czoło. Nigdy nie lubiłam Cassidy,
więc ja daje mu całusa w policzek i odpowiadam.
-No hej. Josh poznaj mojego pieska, wabi się Gouda. – chichoczę cichutko, a on
głaszcze ją, a następnie patrzy mi głęboko w oczy, jak wtedy kiedy… pierwszy
raz mnie pocałował. To było tak wspaniałe i wyjątkowe, że mogę to wspominać
ciągle i wciąż.
-Śliczny pies, zresztą jak właścicielka. – uśmiecha się nie odrywając wzroku.
-Hehehe, taa… wiesz co muszę już iść, nie przeszkadzaj sobie i jeźdź sobie
dalej. Pa. – całuję go w policzek i odchodzę. Znowu zatrzymuje mnie nie kto
inny tylko - Josh.
-A może dałabyś mi swój numer telefonu? –
szyderczy uśmieszek pojawia się na jego twarzy.
-Nie mam kartki, ani długopisu wybacz. – mówię udając rozczarowanie.
-Okej to dasz mi jutro w szkole, dobrze? Wiedz, że ci nie odpuszczę.- patrzy mi
w oczy i się śmieje.
- Dobrze. Teraz naprawdę muszę iść. Do zobaczenia.
Macham mu, a on mi odmachuje.
Skręcam w prawo i tracę go z zasięgu wzroku. Przypomniało mi się jak razem z
Nicki jeździłyśmy na deskach. Było świetnie, muszę ją niedługo zaciągnąć to
pojeździmy sobie jak kiedyś, o północy zawsze się tu spotykałyśmy i ćwiczyłyśmy
nowe tricki, lub szlifowałyśmy stare żeby były choć bliskie perfekcji.
Skończyłyśmy z tym rok temu, bo było za ciężko. Szkoła, sprawdziany i tak
dalej.
Kiedy wchodzę do domu czuję niesamowity zapach obiadu. Mamy na obiad pieczeń
wołową nadziewaną żurawiną w sosie. Do tego ziemniaczane purée i mizeria.
Jest godzina 16.00. Wszyscy zasiadamy do stołu i rozmawiamy jedząc obiad. Kiedy
kończymy jeść mama z tatą idą do salonu i oglądają wiadomości, mój brat i ja
idziemy do swoich pokoi.
Biorę swój telefon i widzę, że mam jedną nieodebraną wiadomość. Otwieram SMS,
okazuje się że jest od Nicki. A jego treść brzmi:
Siemaneczko! Zapomniałam Cię zapytać czy
możesz do mnie jutro wpaść po szkole na noc. Moja babcia chciałaby nami porozmawiać. W sumie co szkodzi przecież
jutro piątek. Odpowiesz mi w szkole.
Kocham!
Po przeczytaniu postanawiam zbiec na dół i spytać się rodziców. Po drodze
wpadam na mojego psa. Przepraszam go i całuję w główkę , po czym lecę dalej. W końcu
wpadam do salonu i siadam na fotelu.
-Mamo, mogę iść jutro do Nicki na noc? Chciałaby ze mną porozmawiać, prooooszę.
– uśmiecham się i patrzę błagalnie na mamę.
- Dla mnie możesz iść, nie wiem jak z tatą. – odpowiada mi.
-Tato? Mogę? – teraz patrzę na tatę.
-Dobra idź ale masz być w sobotę o 13.00 w domu jedziemy do babci.
-Okej obiecuję, że będę o czasie. Dzięki kocham was! – wykrzykuję biegnąc na górę.
Teraz wiem gdzie leży Gouda i zwalniam. Biorę ją ze sobą do pokoju. Kładę się
na łóżku i ją wołam. Ona wskakuje i kładzie się obok mnie. Przytulam ją mocno i
w takiej pozycji zasypiam.
Śni mi się jak walczę u boku Nicki z potworami, aż w końcu przechodzimy przez
portal i musimy zmierzyć się z wstrętną Aressą. Ma rude, gęste, kręcone włosy i
jest ogromna. Od pasa w górę ma ciało kobiety, jednak jej ręce przypominają
macki. Ma ich aż cztery. Dolna część to nogi i ogon smoka w kolorze czerwonym
jak krew. Jej wielkie pazury są czarne i zakończone ostrą końcówką.
Jednak mój brat budzi mnie w momencie kiedy mamy z nią walczyć. Patrzę na
zegarek jest 745, a na 815
mam lekcje. Zrywam się z łóżka, ubieram, myję,
biorę torbę i wylatuje z domu. Wychodzą rzucam przelotne -dzięki bratu, po czym pędzę jak szalona do
szkoły. Kiedy do niej wchodzę słyszę jak rozbrzmiewa dzwonek na lekcję
matematyki. Tak, zdążyłam - myślę sobie w duchu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tu pragnę pozdrowić moją kochaną i najlepszą Dominikę <3 Dzięki niej i 4 powstał ten rozdział. Dziękuję, że mnie mobilizujecie ;*